Chris Weidman: „Tyron Woodley nie otrzyma kolejnej szansy. Musi teraz z tym żyć.”
Chris Weidman nie jest przekonany co do tego, czy Tyron Woodley jeszcze wróci na szczyt łańcucha pokarmowego”. Dziesięć dni temu „T-Wood” został znokautowany przez Jake’a Paula.
Gdy Jake Paul zadebiutował w bokserskim ringu raczej nikt nie przewidywał, że taką gwiazdą zostanie. Amerykanin pierwsze 3 walki kończył przed czasem, nokautując chociażby Bena Askrena w niewiele ponad minutę. W sierpniu bieżącego roku natomiast Tyron Woodley dał mu najtrudniejszy sprawdzian. „The Problem Child” zwyciężył jednak niejednogłośną decyzją.
I choć do rewanżu miało nigdy nie dojść, los spłatał figla. Tommy Fury – pierwotnie planowany rywal Jake’a Paula na 18 grudnia – wypadł z powodu kontuzji, a jego miejsce zajął były mistrz kategorii półśredniej UFC. „T-Wood” zapowiadał ciężkie KO i chciał się odegrać za sierpniową walkę… Skończyło się jednak nokautem w 6. rundzie, ale na korzyść YouTubera.
Tyron Woodley przegrał też wszystkie 6 ze swoich ostatnich pojedynków (4 w MMA, 2 w zawodowym boksie). I choć „The Chosen One” zarobił pokaźne wypłaty, to były mistrz UFC w dywizji średniej, Chris Weidman, uważa, że ucierpiała na tym jego kariera:
– Cholera, Tyron Woodley musi teraz z tym żyć. Porównują go do Bena Askrena. Nie otrzyma kolejnej szansy. Nie wiem, z kim musiałby się zmierzyć, by znów poczuć tą chęć, tą ekscytację, która wywindowałaby go z powrotem do miejsca, w którym ludzie myślą, że jest poważnym sportowcem. Myślę, że jego dziedzictwo zostało całkowicie zszargane. A do dupy to mówić.
Co zaś tyczy się samego YouTubera, Chris Weidman uważa, że Jake Paul powinien zmierzyć się z kimś swoich gabarytów. Dodatkowo, zamiast wyzywać kolejne gwiazdy UFC, które ciężko będzie wyciągnąć z federacji, powinien skupić się na potencjalnych walkach, które mają rację bytu i są możliwe do zorganizowania:
– Chciałbym zobaczyć jego pojedynek z Andersonem Silvą. Wyzywa tych wszystkich chłopaków, którzy mają kontrakty z UFC. Żadne takie starcie się nie wydarzy, nie teraz. Federacja musiałaby poprzeć ten pomysł prawie tak, jak przy walce Conor McGregor vs. Floyd Mayweather. Ale o ile ewentualny pojedynek nie wygeneruje jakichś 500 milionów dolarów , jak tamci dwaj, to UFC w to nie wejdzie – trzeba będzie podzielić hajs. Nie byłyby to takie kwoty, więc marnuje czas myśląc o Diazie, Masvidalu, czy Usmanie.
Źródło: Won’t Back Down podcast