Historia Charlesa Oliveiry. „Wierzyłem w sport i w Boga, który obdarzył mnie swoją łaską”
Gdy był mały, lekarz orzekł: nie będzie chodził jak inne dzieci, może w ogóle. Wątpliwe też, by wyrósł na szczęśliwego człowieka. A ten skromny fighter nigdy się nie poddał, ani za młodu, ani podczas swojej kariery w MMA i dalej w UFC. Warto przyjrzeć się jego historii.
Ciężkie dzieciństwo
Wywodzi się z faweli, jak potocznie określa się biedne dzielnice w kraju kawy. Brazylijczyk, jak niemal każde dziecko, uwielbiał grać w piłkę nożną. Aż w wieku 7 lat zaczął odczuwać ból, po czym podążyły problemy z poruszaniem się. Wtedy też usłyszał wyrok: reumatyzm kości stawu skokowego.
– Lekarz powiedział moim rodzicom, że nie mogę uprawiać sportu. Ja im powiedziałem, że prędzej umrę, niż przestanę robić to co kocham. Wierzyłem w sport i w Boga, który obdarzył mnie swoją łaską i czyni to po dziś dzień.
Rodzice również się nie poddali. Na całe szczęście wózek nie był potrzebny. Po hospitalizacji „wystarczyły” zastrzyki co 15 dni. W niedługim czasie wrócił do treningów kopania piłki. Później zaś blisko zaprzyjaźnił się z nowym sąsiadem na osiedlu, którego ojciec – Paulo – pewnego dnia zaproponował Charlesowi i jego bratu treningi Jiu-jitsu.
– Powiedziałam im, że jeśli się podoba – niech ćwiczą. Ale mnie nie było stać na to g***wno. – Barwnie opisywała początki syna jego matka, Ozana. – Poszłam prosić trenera o stypendium, udało się.
Niestety dwa lata po pierwszym treningu Paulo został zastrzelony, co odbiło się na dzisiejszym mistrzu.
– Był dla mnie jak wujek, z resztą cała nasza rodzina się z nim zżyła. Jego śmierć to był ogromny cios. Kiedyś powiedział mi i bratu: zostaniecie mistrzami i przyniesiecie wiele radości i mi i waszym rodzicom.
To właśnie latom młodzieńczym Oliveira zawdzięcza swój przydomek, do Bronx. W języku portugalskim znaczy to z faweli. Nigdy nie wyrzekł się swojego pochodzenia, sam twierdził: fawela wspiera się nawzajem. Tam każdy się wspiera, bo każdy wie, jak niekiedy ciężko dożyć kolejnego dnia.
Początki w MMA i UFC
Brazylijczyk pierwszy profesjonalny pojedynek stoczył już w wieku 18 lat. Okazał się on udany i niejako prorocza, bo przeciwnik odklepał już w pierwszej rundzie. Obecnie Oliveira ma najwięcej poddań w historii UFC – 14.
Do największej organizacji dołączył mając perfekcyjne 12-0, a był to rok 2010. Walczył w wadze piórkowej, początki były przeciętne. Dlatego też przy wyniku: 2-2-1 No Contest, zapadła decyzja o zmianie kategorii. Choć nie tylko rekord tu zaważył, lecz także fakt przekroczenia limitu wagowego… Czterokrotnie. Obecnie jako lekki posiada rekord wynoszący 9-1.
Zero trash talku
Charles Oliveira długo czekał na swoją szansę zdobycia tytułu. Pokaźny rekord to było trochę za mało. Ówcześni mistrzowie i mistrzowie tymczasowi, jak Khabib Nurmagomedov, Dustin Porier, czy Tony Ferguson mieli inne zatargi, często – nie ma co ukrywać – po prostu bardziej medialne. Do Bronx musiał po prostu zaczekać na swoją chwilę, choć to właśnie po wygranej z El Cucuy było pewne, że dostanie title shota.
Niedawno sam fighter przyznał, już po zwycięstwie na Michaelem Chandlerem:
– Wiele osób mi podpowiadało, abym założył jakiś T-shirt z zaczepką, albo żebym coś powiedział na temat Khabiba po walce. Był świetnym mistrzem, był niepokonany i zasługuje na szacunek całego świata.
Brazylijczyk prezentuje wartości, do jakich przyzwyczaili nas tacy mistrzowie, jak Anderson Silva, Mauricio Rua, Lyoto Machida, czy teraz nasz rodak – Jan Błachowicz. Szacunek, zero trash talku. To jest sport i sportowymi występami należy MMA promować.
Twardy jak kamień
– Nie chcę niczego odbierać Michaelowi Chandlerowi, ale mój syn mierzył się z twardszymi rywalami.
Mówił ojciec Oliveiry. Rodzcie mają specjalne miejsce w sercu mistrza. Matka, która zawsze go wspierała. Ojciec – człowiek, który symbolicznie towarzyszy w postaci… kamienia. Odnosi się on do historii Dawida i Goliata. Ma przypominać, że nieważne kim jest przeciwnik, zawsze można go pokonać.
– Miałem swoje wzloty i upadki. Ciężko pracuję, aby osiągnąć co chcę. Wszedłem do tego sportu, gdy byłem bardzo młody. Przeżyłem naprawdę dużo… Presja, walki z kontuzjami, niezrobienie wagi. Często brałem pojedynki, których nie powinienem. Ale wyciągnąłem nauczkę. – mówił zawodnik.
Obiecał kiedyś matce, że zostanie mistrzem i będzie miał kupę forsy. I o ile to pierwsze osiągnął, to drugie zdaje się zbliżać. W lipcu zmierzą się ze sobą Dustin Porier i Conor McGregor. Raczej każdy wie, jaka będzie kolejna walka dla zwycięzcy. A Brazylijczyk nie boi się nikogo. Dwaj wspomniani fighterzy walczyli i polegli z byłym mistrzem ich kategorii – Khabibem Nurmagomedovem. A obecny król lekkich uważa się za lepszego od Dagestańczyka, przez co zyskuje przewagę psychiczną.
* * *
Charles Oliveira to w gruncie rzeczy prosty chłopak. Można porównać go do Jana Błachowicza. Obaj nadal mieszkają w swoich rodzinnych stronach. Obaj często nie otrzymują wystarczająco uwagi. O rekordach, czy osiągnięciach wspomina się w celu promocji walki, nie zawodnika.
Brazylijczyk, tak jak Cieszyński Książę, idzie przed siebie. Kosi kolejnych rywali, łamie bariery. 14 poddań,16 zwycięstw – najwięcej w UFC, choć ten drugi rekord dzieli z Donaldem Cerrone.
A najciekawsza musi być mina, jaką po zwycięstwie do Bronxa miał lekarz, który lata wcześniej powiedział mu, że może nigdy nie chodzić…
Źródła: ESPN, MMA Fighting, Sportskeeda, Bleacher Report, MMA News, Sherdog, UFC
Jeden komentarz