Arkadiusz Wrzosek tradycyjnie mógł liczyć na potężne wsparcie trybun. Niestety podążający za nim fani nie mieli łatwego życia, o czym zawodnik KSW z niesmakiem opowiedział w ostatnim wywiadzie.
Warszawski kickbokser w miniony weekend mierzył się z Arturem Szpilką w co-main evencie gali KSW 94. Wyczekiwane od ponad roku starcie potrwało jednak zaledwie 14 sekund. W tym czasie „Szpila” ruszył agresywnie na Arka Wrzoska. Ten przechwycił próbę superman punchu, ściągnął rywala za głowę i dobił ciosami w parterze wygrywając przez TKO. To wszystko przy potężnej fali dopingu.
Nim doszło do gali w Ergo Arenie, organizacja musiała przełożyć ceremonię ważenia i odwołać Strefę Fana. Media podchwyciły temat sądząc, że ma to związek z kibicami Wrzoska, którzy są zarazem fanatykami Legii Warszawa. Arek prostował te doniesienia mówiąc, iż osobiście zadbał o bezpieczeństwo ze strony swoich fanów.
Niestety, lokalne służby nie najlepiej podeszły do kibiców Wrzoska. W rozmowie z MyMMA.pl fighter wagi ciężkiej KSW otwarcie krytykował decyzje policji, która do akcji wzięła też helikopter. Arek zaznaczył, że samo to musiało wygenerować potężne, ale przede wszystkim zbędne, koszta.
– Przede wszystkim podejście służb, instytucji do tego wydarzenia to jest katastrofa. Chłopaki jechali pół drogi z helikopterem nad głowami. Cyrk i tyle. No nie wiem, ludzie, opinia publiczna wszyscy są wystraszeni jakoś przesadnie. Ludzie są zamknięci, nie oglądają telewizji, są odrealnieni, wszystko co związane z kibicami kojarzy im się z czymś najgorszym na świecie.
– Kurde, kibice po prostu przyjechali na walkę i tu nie było żadnych podtekstów. No i tyle. Nie ma co już komentować, to przebiegło wszystko sprawnie. Mam nadzieję, że to pokazało włącznie z całym zachowaniem kibiców moich na gali, żeby w przyszłości się dwa razy zastanowić zanim się wyda jakieś pieniądze na takie zabezpieczenia. Myślę, że policja się wykosztowała.