UFC

Santiago Ponzinibbio zwycięski! „Kopałem i on teraz nie może chodzić o własnych siłach.”

Na UFC Fight Night 189 Rozenstruik vs. Sakai do akcji powrócił Santiago Ponzinibbio. Argentyńczyk walczył już w styczniu bieżącego roku, kiedy to na UFC on ABC pokonał go Jingliang Li. Teraz jednak zdołał powrócić na zwycięską ścieżkę.

Potrzeba udowodnienia

„Argentyński sztylet” wygrał jednogłośną decyzją z Miguelem Baezą, dla którego była to pierwsza porażka w UFC. Ponzinibbio na konferencji prasowej stwierdził, że walki takiej, jak ta potrzebował:

– To było 15 minut, które chciałem, 15 minut wojny, dzięki której pokażę swoje umiejętności. Miguel jest świetnym człowiekiem, jeszcze wiele przed nim. To dodaje wartości memu zwycięstwu, i pokazuje, że wciąż daję walki na wysokim poziomie.

– Słyszałem różne głosy, że jestem słaby, itp. Ale nie przejmowałem się tym. Moim celem było, jest i będzie: wyjść do oktagonu i pokazać, jakim jestem fighterem. Jak zadzwonili i powiedzieli „mamy dla ciebie tego gościa w czerwcu”, to od razu powiedziałem: „dawajcie go!”. Wierzę w siebie i wiedziałem, że uda mi się wygrać.

Złe dobrego początki

Sprawdź!  Gamrot skomentował przegraną Bryczka: "W UFC jedna walka może..."

Walka nie zaczęła się najlepiej dla Argentyńczyka. Pierwsza runda zdecydowanie była pod dyktando Baezy, był zdecydowanie lepszym zawodnikiem. Ponzinibbio mimo tego zdołał się rozkręcić i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

– Wiesz, w pierwszej rundzie nie mogłem się ogarnąć. Czułem, że się ślizgam po oktagonie, nie mogłem skupić się na tym, co krzyczy mój narożnik. Trochę mi zajęło „wczucie się” w tą walkę. Już w drugiej rundzie powiedziałem do siebie „Nie, nie, nie! Stop! Pokonasz go!”

– To była fajna walka, dała mi dużo radości. Miał więcej ciosów? OK, ale to moje zrobiły robotę. Kopał mnie, a ja tu przyszedłem. Też go kopałem i on teraz nie może chodzić o własnych siłach.

Kolejne wyzwania

Argentyńczyk poczuł smak zwycięstwa pierwszy raz od listopada 2018 roku. Później musiał pauzować przez 26 miesięcy ze względu na różne problemy zdrowotne. Teraz zapowiada, że zaczął marsz po pas mistrzowski.

– W tym roku chciałbym zawalczyć jeszcze ze dwa razy. Może Vicente Luque? Myślę, że byłaby to fajna walka. Inną opcją jest przegrany z pojedynku Stephen Thompson vs. Gilbert Burns. Wygrany pewnie dostanie walkę o pas. Walka z przegranym pokazałaby, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi na świecie i że również znajduję się na mistrzowskim poziomie.

Źródło: UFC

Jakub Hryniewicz

Wielki fan Arsenalu i UFC, dla którego gotów jest zarwać każdą noc. Lubię merytoryczną dyskusję, dobrą kuchnię i długie spacery. Najbardziej jednak kawę, która wiernie towarzyszy przy stukaniu w klawiaturę.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.