Robbie Lawler z wielkim szacunkiem po wygranej: „Napędzałem się myślą, że się z nim zmierzę.”
Robbie Lawler wziął długo wyczekiwany rewanż! Były mistrz kategorii półśredniej zdołał skończyć przed czasem powracającego do oktagonu Nicka Diaza na UFC 266.
„Ruthless” i Diaz po raz pierwszy starli się na UFC 47 w 2004 roku. Wówczas młodszy z fighterów, niepokorny Kalifornijczyk znokautował Lawlera. 17 lat później sytuacja nieco się odwróciła i to Robbie mógł cieszyć się z wygranej, choć nie przyszła ona łatwo. Były mistrz dywizji półśredniej zdołał jednak dzięki temu przerwać złą passę czterech kolejnych porażek z rzędu, trwającą od 2017 roku.
Trzeba też zaznaczyć, że dla Nicka Diaza był to pierwszy występ w oktagonie od stycznia 2015 roku. Zarówno komentatorzy, jak i widzowie, nie spodziewali się, że po sześcioletnim rozbracie ze sportem starszy brat ze słynnego stocktońskiego duetu pokaże aż taką szybkość. Inaczej do tego podszedł Robbie Lawler:
– Oczekiwałem, że będzie na mnie napierał, przyspieszał tempo i spróbuje mnie złamać. Nie odstępowałem mu na krok. Fajna walka, właśnie dla takiego g*wna wychodzę do oktagonu!
„Ruthless” przyznał też, że musiał uważać na ciosy wyprowadzane przez przeciwnika. W głowie miał jednak jedynie myśl o zwycięstwie:
– Trafiłem go dobrze kilka razy w tułów, ale wykonywał dużo pracy. Chciałem pozostać w walce, ale musiałem uważać, żeby za często i za mocno mnie nie uderzał. Wykonał świetną robotę, ale dziś byłem nieustępliwy.
W rywalizacji między fighterami po UFC 266 mamy wynik 1-1. Ze względu na wypowiedzi Nicka przed galą, raczej ciężko spodziewać się trylogii. Robbie Lawler oddał szacunek Diazowi:
– Zawsze go szanowałem. Za każdym razem, gdy pojawia się w oktagonie, staje do walki. Jest zaje*istym wojownikiem. Jedną z tych rzeczy, która napędzała mnie w tym obozie był właśnie on. Świadomość tego, że się z nim zmierzę sprawiła, że cisnąłem się do granic.
Źródło: UFC YouTube