Marcin Różalski to jedna z najbarwniejszych postaci sportów walki. „Różal” podzielił się kolejną szaloną historią z „przygody”, którą przeżył w Turcji.
Różalski to weteran wagi ciężkiej, który gros kariery spędził tocząc pojedynki w formule K-1. „Różal” znany jest z opowiadania wielu ciekawych historii, o których możecie przeczytać w jego książce „Instrukcja Samodestrukcji”. Nieznane wcześniej przygody wspomniał też w wywiadzie dla Jarosława Świątka.
Wiele barwnych i wcześniej nieznanych historii z życia Marcina Różalskiego znajdziecie w jego książce, „Różal – Instrukcja Samodestrukcji”. Cena wynosi 64,99 zł, a kupując książkę wspierasz Fundację Pomagaj Pomagać. Część zysków zostanie przeznaczona na Różaland, czyli miejsce, gdzie od lat drugie życie dostają zwierzęta skazane przez innych na cierpienie. „Różal – Instrukcja Samodestrukcji” kupisz wyłącznie na stronie ksiazkarozala.pl.
„Różal” opowiedział redaktorowi „przygodę” sprzed blisko dwóch dekad. Udał się wówczas do Turcji na zaproszenie promotora Tarika Solaka, który robił światowe Grand Prix Oceanii. Różalski spodobał mu się ze względu na, jak to sam ujął, „styl, którego nie ma: łaa, do przodu, chuliganka”. Tydzień po wspomnianym wydarzeniu organizował galę, na którą zaprosił polskiego zawodnika:
– Słuchaj trasa do Stambułu była taka, że najpierw jechałem do Warszawy, potem do Amsterdamu no i stamtąd lot do Stambułu. Wysiadam stoi jakaś wielka fura, ja znałem tylko adres hotelu, nie wiedziałem nic. Może mnie wyj…bią, może po złości to był jakiś jego tam brat, mogą mnie odj…ać. Może mnie złapią i wpie…olą mnie do jakiegoś ancla, ch…j wie. Jedziemy, ty jadę jakąś pustynią z tego lotniska, za chwilę jakieś slumsy, kozy patroszą, za chwilę k…wa dojeżdżam do takiej dzielnicy. Jarek to był 2005 albo 2006 rok, a tam najgorsza fura jaka jest to S klasa, rozumiesz? Same Lamborghini, Ferrari, wjeżdżamy dosłownie na dach, a tam masz jakby dom jeszcze i tam konferencja.
– Ja zj…any po całym tym locie siadam, proszą mnie. Wychodzi chłop Birol Topuz, paradoksalnie teraz też mam z nim fajny kontakt. I wtedy pierwszy raz wziąłem udział w tym tzw. „trash talku”, ale nie wiedziałem. Wyższy ode mnie, ważył tak ze 120 kg, ja ważyłem wtedy około 105 kilogramów. No i ja mu podaję rękę, a on mi tak wziął tą rękę i pociągnął mnie do siebie, ja lecę a on mnie odepchnął. Mówię: „ty ku…wo” i wiesz, w niego. Złapali nas i rozdzielili, a ja już kipię, jak to małolat. To znaczy małolat… 25 czy tam wiesz. Wzięli go na stronę, a mnie uspokajają ci zawodnicy. Znów mnie wołają, ja wychodzę już na wk…wie, wychodzi jakiś fotoreporter a ja mu higha na łeb, on się odchylił gdzieś tam dostał, ale wpadł w tę całą…
Na tym jednak historia się nie kończy. „Różal” do występu miał kilka dni, które postanowił spędzić zwiedzając okolicę.
– No i słuchaj to było we wtorek, a ta walka była w sobotę, ja mówię: k…wa co ja tutaj będę teraz robił tyle czasu? I to było wszystko robione albo wiesz pod promocję gali, albo uznali, że ja byłem wtedy w formie i może mieć Birol problemy ze mną. Birol to był wtedy naprawdę uznany zawodnik w Turcji. Tam w ogóle sportowców ze sportów walki czczą, jak olimpijskich Bogów, w ogóle sportowców bardzo szanują. No i ten tydzień tak sobie pełzałem to tu, to tam. Obiecali mi pieniądze no to pojechałem na walkę.
– Teraz taka historia. Idę sobie ulicą, podchodzi chłop i po angielsku: „siema, coś tam”, pyta się skąd jesteś mówię, że z Polski. On na to: „Aaa Polska, k…wa mać, ładna dziewczyna!”. Chodź ze mną, zapraszam. Załapałem, że to są jacyś naganiacze, weszliśmy tam gdzieś za hotel w róg. Jakaś dupa się przykleiła. I ja se myślę ty odezwę się do k…wy i już będzie, że jej czas leci. Pyta mnie on czy coś się napiję, a ja sobie myślę: „ty, starego misia na miód…”. Powiedziałem, że jestem zmęczony i idę do hotelu, on „dobra to sp…dalaj”. Tak kątem oka patrzę, myślę: „zaj…bię go jak się do mnie zesra i potem mnie podźgają, podziurawią, albo mnie k…wa zastrzelą”. I ch…j, poszedłem.
Gdy wreszcie doszło do dnia gali okazało się, że… „Różal” nie będzie walczył. Zarobił jednak trochę pieniędzy, wykorzystując okazję by odegrać się na Birolu Torpuzie.
– Sobota dzień gali, a ja się dowiaduję, że nie walczę. „Marcin ty nie walczysz. Filip walczy, ale ty nie walczysz”. Ja mówię: „jak? To po ch…j ja tyle siedziałem?”. No bo zrobisz show z Birolem i tak dalej. Turniej leci, te super walki, tak dalej. Cyk finał koniec, hala stoi. Widziałeś walkę Tysona z Lennoxem Lewisem jak szpaler ochroniarzy stał? Tak samo, tyle że w moim przypadku wszyscy ochroniarze stali twarzą do mnie. Podchodzi Tarik Solak i on miał taką prawą rękę, Kader Marouf. Taki Marokaniec, fałszywa biżuteria, wiesz o co chodzi. Taki niby koleżka, a tu mi dawali zawodników, żeby mi naj…bali. I ten Kader mówi: „Zrób mi, k…wa, show, tysiąc dolarów ci dam”. A ten Birol stoi naprzeciwko i mi, lży bo tam hala ciśnie. No to ja za koszulkę, rozpęd i on się tak odchylił, a ja wje…ałem w ochroniarza. No ch…j, powiązali mnie, cała hala do ringu, chcieli mnie zasztyletować. Do hotelu to mnie prowadzili. Powiedziałem poczekajcie na mnie chwilę, przecież ja mam zaraz samolot. Wchodzę do góry po ciuchy, schodzę i ich nie ma. Dzwoniłem do Jean Marie, żeby mi pomógł.