Mateusz Gamrot odpowiedział kibicom, którzy niespecjalnie entuzjastycznie zareagowali na ogłoszenie jego walki z Rafaelem Dos Anjosem.
„Gamer” ubiegły rok zakończył z jednym zwycięstwem, ale też i drugą przegraną w karierze. Nieszczęśliwy z powodu występu z Dariushem Polak pozostał w treningu i zgodził się na ostatnią chwilę przyjąć starcie z Jalinem Turnerem. Gamrot zwyciężył niejednogłośną decyzją, a kilka miesięcy później przez kontuzję rywala pokonał Fizieva.
Wielu kibiców spodziewało się, że Mateusz w kolejnym występie zmierzy się z kimś z wyższej pozycji w rankingu. Najwięcej mówiło się o Michaelu Chandlerze, który bardzo długo czeka na Conora McGregora. Przebąkiwało się też o Charlesie Oliveirze, ale Brazylijczyk został namaszczony przez Danę White’a jako kolejny pretendent do mistrzowskiego pasa.
W końcu odkryto karty i okazało się, że Mateusz Gamrot na UFC 299 zmierzy się z Rafaelem Dos Anjosem. Były mistrz wagi lekkiej wraca do dywizji, w której mimo występów kategorię wyżej wciąż zajmuje 11. pozycję w rankingu.
„Gamer” w rozmowie z programem Oktagon Live przyznał, że nie dziwi go średnio entuzjastyczny odbiór pojedynku przez kibiców. On sam do tego podchodzi bardzo spokojnie zwracając uwagę na markę, jaką jest „RDA”.
– Od samego początku wiedziałem, że będzie taki odzew. Wielu fanów uważa, że powinienem zawalczyć z kimś wyżej. Ja też tak uważam, ale wyjścia były dwa: albo się nie zgodzić i czekać kolejne pół roku, czy osiem miesięcy i „może gdzieś tam się coś uda”, albo zachować ciągłość bicia się regularnie co 5-6 miesięcy i z drugiej strony, mieć legendę w swoim CV. Kolekcjonowanie przeciwników.
– Stary, on ma 50 walk, 40 lat, 15 lat w UFC! Lepiej nie mogłem trafić. Jara mnie to maksymalnie, bo to jest zawodnik, który będzie mnie atakował. Potrzebuję atakujących przeciwników, żeby ich kontratakować. Mieć sytuację kryzysową i z niej wychodzić. Ostatnia taka walka była z Tsarukyanem i świetnie to wyszło, więc tutaj liczę na to samo.