Ferrari mocno o aferze z Ciosem! Ujawnia jego gażę! „Nie mam już siły bronić de**li. Zawsze mówiłem, że to jest…”
Amadeusz „Ferrari” Roślik skomentował głośną aferę z Adrianem Ciosem, który w ostatniej chwili wycofał się ze swojego pojedynku.
W ostatnich tygodniach bardzo głośno było o konflikcie pomiędzy Adrianem Ciosem i „Magicalem”, który dotyczył byłej dziewczyny Daniela Zwierzyńskiego. W całą sprawę był również zaangażowany jeden z najpopularniejszych polskich freak fighterów „Ferrari”.
„Ferrari” komentuje aferę z Ciosem
Konflikt miał zostać rozstrzygnięty w klatce Prime Show MMA podczas sobotniej gali. Cios został zestawiony z bratem „Magicala”, jednak ostatecznie nie wyszedł do walki. Jak ujawnił szef organizacji, chwilę przed pojedynkiem zażądał wprowadzenia aneksu do umowy, który na szybko napisał długopisem na kartce. Oświadczył, że inaczej nie wyjdzie do starcia, ale federacja nie zgodziła się na jego warunki.
Cios mimo obowiązującego kontraktu nie zamierzał walczyć, w związku z czym został wyrzucony z hali. O całą sprawę Mateusz Kaniowski zapytał „Ferrariego”, którego można określić mianem opiekuna Ciosa. Jak się okazało, to właśnie Amadeusz załatwił mu kontrakt, na którym zarobiłby 150 tysięcy złotych za walkę na Prime Show MMA 5.
Roślik przyznał, że ma już dosyć stawania w obronie Ciosa i ten sam musi wyjaśnić całą te sprawę:
– Około 150 tysięcy złotych za to, żeby się napierdalać z tym Łukaszem. Ja zrobiłem zajebiście swoją robotę. To, czy ktoś nasrał w pampersa, okresu dostał czy pizda go bolała, ja sram na to. Nie jestem żadną kamizelką kuloodporną. Nie mam siły już bronić debili. Wszedłem na 12 godzin do samolotu, wysiadam i się dowiedziałem, że walki nie ma. Są pewne okoliczności, o których wiem, chociaż z Ciosem nie gadałem.
– Każdy kij ma dwa końce i prawda leży pośrodku, ale ja nie chcę być wciągany w to gówno. Żeby Cios nie nasrał w portki, wysłałem ojca, żeby stanął w narożniku. (…) Mój tata miał debilowi stanąć w narożniku i teraz on dostaje rykoszetem, że się komuś sufit na łeb obsunął. (…) Nawarzyli piwa, niech to wypiją. Adrian był i jest dalej moim kolegą, ale musi zapierdolić pielgrzymkę do Jerozolimy, wychłostać się, wyznać winy przed Bogiem i mogę przemyśleć zadawanie się z nim dalej, bo to już jest przesada to wszystko.
– To jest debil, ja to zawsze mówiłem na głos. Ja już za długo się zajmuje jakimiś dziećmi. O 15 obgadujemy taktykę, mówi, że jest zmotywowany. Wysiadam z samolotu i dowiedziałem się, że nie zawalczył. Dla mnie to już jest… To co, może ja mam go tłumaczyć? Radźcie sobie dzieci.