Arman Tsarukyan szczerze o zarobkach: Po wydatkach zostaję praktycznie z niczym
Arman Tsarukyan otwarcie skomentował swoje zarobki w UFC. Ormianin przyznał, że mimo wysokich kwot na papierze, po odliczeniu kosztów i podatków niewiele zostaje w kieszeni.
Już niebawem popularny „Ahalkalakets” powróci do oktagonu, by wystąpić w walce wieczoru premierowej gali UFC w Katarze. Tsarukyan zmierzy się z Danem Hookerem, co będzie jego pierwszym pojedynkiem od czasu zwycięstwa nad Charlesem Oliveirą. Tamten triumf zapewnił mu prawo do walki o pas, jednak plany pokrzyżowała kontuzja.
Arman Tsarukyan o swoich zarobkach w UFC
Ormianin w ostatnim czasie pozostaje bardzo aktywny medialnie. Na swoim kanale YouTube opublikował nagranie, w którym poruszył temat zarobków zawodników UFC. Z jego słów wynika, że kwoty widoczne w kontraktach tylko z pozoru wyglądają imponująco.
– Jak przegram, płacą mi 150 tysięcy dolarów. Z tego 30% od razu idzie na podatki – powiedział Tsarukyan.
– Z tego co zostaje, połowa natychmiast leci na wydatki: 5% dla klubu, 5% dla trenera, 15% dla menadżera. Reszta idzie na przygotowania – dodał Ormianin. – Tak naprawdę wygrana i bonus są motywacją.
– Jednak zwykle zawodnicy MMA tracą na tym wszystkim. Zarabiamy tak naprawdę tylko dzięki sponsorom – zaznaczył Tsarukyan.
Choć sytuacja finansowa większości zawodników MMA często bywa trudna, w przypadku Ormianina raczej nie ma powodów do niepokoju. „Ahalkalakets” od dawna wspierany jest przez zamożnego ojca, który – jak się mówi – potrafi zadbać, by synowi nigdy nie zabrakło sponsorów ani środków na przygotowania.



