Dan Hooker, który niedawno pokonał Mateusza Gamrota, wyciąga naukę z wcześniej popełnionych błędów. Nowozelandczyk wrócił pamięcią do wydarzeń sprzed kilku lat.
„The Hangman” w wieku 34 lat może pochwalić się nie lada doświadczeniem. Od debiutu w 2014 roku stoczył już pod szyldem UFC 22 walki, z których zwyciężał w czternastu. Ostatnia wiktoria miała miejsce niedawno w starciu z Mateuszem Gamrotem.
Polak zgodził się dać szansę niżej notowanemu Hookerowi. „Gamer” wychodził do oktagonu jako numer 5 rankingu wagi lekkiej podczas, gdy Dan był jedenasty. To jednak Nowozelandczyk zdaniem sędziów zrobił więcej, by odnieść wygraną i pokonał Gamrota przez niejednogłośną decyzję.
Dan Hooker w drodze po pas UFC?
Po starciu z Polakiem zdradził, że UFC chce go zestawić z Charlesem Oliveirą, czyli pojedynek, o który mocno zabiegał sam „Gamer”. Walka z Brazylijczykiem mogłaby zapewnić mu title shota, do którego już swego czasu miał „niedaleko”.
Popularny „Wisielec” ponownie po UFC 305 znalazł się w TOP 5 dywizji do 155 funtów. Ostatnim razem, gdy taka sytuacja miała miejsce świat był opanowany przez pandemię, co przysporzyło wielu fighterom nie lada kłopotów. Jednym z nich był Hooker, który zgodził się wziąć walkę z debiutującym wówczas Michaelem Chandlerem. „Żelazny” pokonując Nowozelandczyka otrzymał starcie o pas.
– Teraz doceniam mój team i trenerów o wiele, wiele bardziej. W tamtym czasie było ciężko, zwłaszcza jako Nowozelandczyk, bo mieliśmy jeden z najsurowszych lockdownów na świecie. Widać to było w moich walkach… Walczyłem bez trenerów, bez kolegów. Od kiedy wróciłem bardziej doceniam rolę, jaką odgrywają w mojej karierze – powiedział w rozmowie z ESPN Australia.
Dan wyciągnął nauczkę i teraz nie ma zamiaru zboczyć ze ścieżki, która prowadzi go do title shota.
– W pewnym sensie nauczyłem się tego podczas mojego pierwszego rajdu, żeby tym razem po prostu nie zrobić niczego głupiego. Ostatnim razem, gdy byłem numerem 5, zgodziłem się walczyć z Michaelem Chandlerem. Dałem mu szansę, to była jego pierwsza walka w UFC.
– Poleciałem do Abu Zabi, na drugą stronę świata, absolutnie bez żadnego trenera. Pojechałem walczyć z nim, mając w narożniku gościa, z którym trenowałem przez pół roku. To nie była najrozsądniejsza decyzja… więc chyba tym razem po prostu nie zrobię niczego głupiego ani nie sprzedam ponownie swojej szansy walki o tytuł.