Israel Adesanya spotkał się z mediami przed weekendową galą UFC 271. Mistrz dywizji średniej przyznał otwarcie, że nie lubi swojego rywala, pierwszego pretendenta – Roberta Whittakera.
Walką wieczoru UFC 271, które odbędzie się już w ten weekend, będzie pojedynek pomiędzy Israelem Adesanyą oraz Robertem Whittakerem o pas mistrzowski kategorii średniej. To właśnie Australijczykowi Nigeryjczyk odebrał tytuł przed kilkoma laty na UFC 243.
„The Last Stylebender” przyznał na spotkaniu z mediami, że nie chce kłamać i widzi, jaki postęp zrobił „The Reaper”. Jedną z największych zmian, jakie zaszły w Whittakerze, to praca nad podejściem do walki i „mentalem”. Israel Adesanya rozumie oponenta, gdyż sam również doznał porażki:
– Żadną tajemnicą nie jest, że się nie lubimy. Nie musimy, ale potrafię wczuć się w jego słowa. Nie pamiętam, gdzie to było, możliwe, że na Instagramie. Mówił o tym „mrocznym miejscu”, w którym wylądował, gdy go pobiłem. Byłem tam. Każdy na swój własny sposób tam był.
– Rozumiem i znam to uczucie, gdy nie chce ci się wstawać, gdy tracisz motywację i tak dalej. Tak, cieszę się, że się z tego wyrwał. Cieszy mnie, że czuje się lepiej. Jest lepszy, rozwinął się jako fighter i tak dalej. Więc tak, znów zabiorę go w to mroczne miejsce.
Adesanya widzi, że jego podejście do porażki jest całkowicie inne, niż Roberta Whittakera. Nigeryjczyk patrzy na wszystko z szerszą perspektywą i uważa, że rywal nie zaakceptował jeszcze porażki z 2019 roku tak, jak „The Last Stylebender” przyjął przegraną z Janem Błachowiczem z 2021 roku.
– Dokładnie. Nigdy nie zapomnę, że po naszej ostatniej walce powiedziałem „czułem się świetnie. Byłem w najlepszej formie w życiu, bla, bla, bla, bla.” Pomyślałem wtedy: „Cieszę się, że tak powiedział. Nie szukał żadnych wymówek.”
– A teraz słyszałem od kogoś: „Widziałeś jego wywiady?”, ja, że nie, a on mi na to „Wciąż jest trochę zgorzkniały…” Ja na to: „Hm. Ciekawe.” I tyle, nic więcej mnie to nie obchodzi.
– Z tego co widziałem po Instagramie, wciąż toczy walkę ze sobą. Czasem się akceptuje, czasem nie. Widziałem na jednym z filmików, jak mówił: „Ciężko mi to przyznać, ale ma rację.” Bracie, powinieneś mnie posłuchać w 2019 roku, gdy nazywałem wszystko po imieniu. Ludzie myśleli, że pierdolę. A ja mówiłem szczerze.
– Nie był sobą. Grał kogoś innego. Cieszę się, że wszystko zaakceptował. Tak, to go czyni niebezpiecznym. Naprawdę groźnym. Mimo wszystko, wciąż pozostaje taki sam. Taki sam, ale inny.
Źródło: MMA Junkie