Kasjusz Życiński zabrał głos po głośnej porażce. Podsumował swoje starcie z Dominikiem Zadorą, który po raz kolejny pokaz różnicę pomiędzy zawodowcami i freakami.
„Don Kasjo” był bardzo pewny siebie i zgodził się nawet na walkę bokserką w małych rękawicach. Jak się okazało, był to bardzo duży błąd. W wywiadach zapewniał, że zrobi dużą krzywdę rywalowi, jednak piąstkówki dały ogromną przewagę Zadorze.
Przede wszystkim Życiński nie mógł chować się za podwójną gardą, co wykorzystuje w każdym swoim pojedynku. Więcej ciosów dochodziło do celu i sprawiało większe obrażenia niż w dużych rękawicach. Początkowo „Don Kasjo” pokazywał, że wszystko jest w porządku i jeszcze prowokował rywala.
W trzeciej rundzie wylądował jednak na deskach z mocno rozbitą twarzą. Kiedy wrócił do walki, Zadora nie ruszył na niego i nie wypuścił już zwycięstwa z rąk. Sędzia musiał wejść między zawodników i przerwać pojedynek, ratując Życińskiego od poważniejszych obrażeń czy nokautu.
Kasjusz Życiński po przegranej walce
„Don Kasjo” w rozmowie z TVreklama przyznał, że tak naprawdę rywal w żaden sposób go nie zaskoczył – Niczym mnie nie zaskoczył. No nie dałem się znokautować. Dostałem na szczękę, fajne uczucie. To było w ogóle pierwszy raz, kiedy padłem.
Natomiast zapytany o to, czy lepiej przygotowuje się do rewanżu, przyznał, że raczej nie zamierza ciężej trenować. Stwierdził też, że umiejętności bokserskie zawodników z K-1 czy MMA nie stoją na najwyższym poziomie. Są to zaskakujące słowa zwłaszcza po tym, jak został zdeklasowany przez Zadorę.
Jego wypowiedź zapewne odnosiła się do jego przeciwników. Wcześniej bowiem walczył m.in. z Normanem Parke czy Marcinem Wrzoskiem, czyli zawodnikami MMA, którzy specjalnie na starcie z Życińskim zgodzili się na formułę bokserską:
– To już nie jest moja pasja od 7 lat. Trenuję, bo nie wiem no… Ci zawodowcy z MMA czy K-1 nie mają jakiegoś wysokiego poziomu. Wydaje mi się, że on… A, szkoda gadać. Głupi byłem i tyle, no zlekceważyłem go.