Dana White od dawna uważa, że pięściarski biznes nie należy do najlepiej prowadzonych. Niemniej jednak prezydent UFC nie dziwi się podejściu Tysona Fury’ego.
Mistrz królewskiej kategorii wagowej UFC, Francis Ngannou, którego kontraktowe perturbacje z największą federacją MMA są znane nie od dziś, w jednym z niedawnych wywiadów jasno określił swoje stanowisko. Jeśli miałby zgodzić się na nową umowę z organizacją, której prezydentem jest Dana White, musi tam być zapis o boksie.
Tymczasem mistrz wagi ciężkiej organizacji WBC, Tyson Fury, wyzwał niedawno „Predatora”. Ponadto „Król Cyganów” zamieszczając wpis na Twitterze zasugerował pojedynek na zasadach boksu, ale w rękawicach rodem z oktagonu. Ngannou wdał się z nim w dyskusję, niemniej jednak z chęcią stoczyłby bój z Furym.
Wiele w kwestii ewentualnej batalii na szczycie wyjaśni się już 23 stycznia. Wówczas na UFC 270 dojdzie do starcia Francisa Ngannou z tymczasowym mistrzem wagi ciężkiej, Cirylem Ganem. Warto jednak przytoczyć stanowisko Dany White’a, powiedziane mediom po konferencji prasowej po UFC Vegas 46:
– Nie dziwi mnie to [wyzwanie Tysona Fury’ego]. Słuchajcie, ci goście – w ogóle mnie nie dziwią. Pięściarze potrzebują walki i wyzwań. To właśnie pokazuje jego wypowiedź. Nie czuję się zaskoczony.
Nie wiadomo, jak wyglądać będzie sytuacja po ewentualnej wygranej „Predatora” nad Cirylem Ganem. Kilka lat temu Dana White zgodził się, by Conor McGregor stoczył walkę z Floydem Mayweatherem. Irlandczyk był – i nadal pozostaje – najbardziej rozpoznawalną gwiazdą MMA na świecie, toteż wygenerowany przychód liczony był w setkach milionów.
Jeśli „Bon Gamin” pokonałby Ngannou, Kameruńczyk miałby otwartą autostradę do pięściarskiego świata. Jeśli nawet „Gypsy King” nie byłby chętny na pojedynek z debiutantem, na pewno znajdzie się innym rywal, chociażby w postaci Deontaya Wildera, czy być może Anthony’ego Joshuy.
Źródło: MMA Junkie