Tomasz Sarara w szczerych słowch wypowiedział się na temat walki w organizacjach freaków. Nie ukrywa, że nie było to łatwe zadanie.
Kickboxer początkowo był negatywnie nastawiony do freak fightów, podobnie jak wielu innych zawodowców. Z czasem jednak jego podejście do tego typu wydarzeń się zmieniło i jak sam przyznał, udział w takiej gali nie stanowi dla niego problemu:
– Projekt samego freak fightu przestał mnie po prostu irytować i przeszkadzać. Organizacje freakowe od dłuższego czasu zmieniają się bardzo mocno, kontraktują sportowców i dla mnie jedyną możliwością było zrobić walkę sportową w organizacji freak fightowej, z czym od dłuższego czasu nie mam problemu – powiedział przy okazji ogłoszenia jego walki w High League, która nigdy się nie odbyła.
Sarara we freak fightach stoczył dwa pojedynki. W pierwszym z nich zmierzył się z Jayem Silvą, którego pokonał na pełnym dystansie. Następnie zawalczył z Dawidem Załęckim, a starcie na kartach punktowych zakończyło się niespodziewanym remisem.
Teraz przy okazji wywiadu w Kanale Sportowym został zapytany o to, czy nie czuł, że walcząc we freak fightach, po prostu się sprzedał. Przyznał, że rzeczywiście tak było, jednak usprawiedliwia się tym, iż toczy pojedynek sportowy, rywalom okazywał szacunek i nie był zamieszane w żadne freakowe awantury:
– Finalnie tak, ale będę chciał się trochę z tego wymigać. Nadal sprzedaję swoje umiejętności sportowe, za które chciałem brać pieniądze. Nadal jednym z kluczowych warunków jest to, że nie biorę udziału w jakiejś gównoburzy, która bardzo często ma miejsce. Chcę być tym wątkiem sportowym, bo mają to też być takie gale, ale finalnie jasne, że nie życzyłem sobie nigdy, żeby być wśród pewnych osób, które tam są.
– Po prostu zaciskam zęby i udaję, że tego nie widzę, ale to się tak naprawdę dzieje. Z tym się czuję źle, ale wiem, jak mocno ratuje to mój budżet. Cały czas jest to robione dla pieniędzy. Kiedy rozmawiam ze znajomymi, to 8 czy nawet 9 na 10 mówi, że zrobiłoby to samo.