Dana White po ostatniej gali UFC 309 ponownie wbił szpilę w świat boksu. Sternik największej organizacji MMA na świecie nie jest fanem przedłużania gal, jak to nazywa w szermierce na pięści.
Szef UFC od samego początku był przeciwnikiem gali Jake Paul vs. Mike Tyson, która miała miejsce w miniony weekend. 58-letnia legenda boksu stanęła w ringu na zawodowe starcie po raz pierwszy od 19 lat. Kilka lat temu „Żelazny” stoczył pojedynek pokazowy i już wtedy było widać, jak bardzo czas zostawił na nim swe piętno.
Walka z „The Problem Child” przebiegała, jak można to było założyć. Tyson miał „paliwa” na 2. pierwsze rundy, kiedy to faktycznie mógł zagrozić młodszemu o 31 oponentowi. Później jednak była równia pochyła – Paul dominował i ostatecznie wygrał przez jednogłośną decyzję sędziów.
Szef UFC wbił szpilę w boks
Dana White na prośbę swego serdecznego kolegi Mike’a Tysona przestał zabierać głos na temat jego walki. Podczas konferencji prasowej po UFC 309 skomentował jednak to, jak sztucznie przedłużane jego zdaniem są wydarzenia bokserskie.
Szef UFC lubi mieć nad wszystkim kontrolę, o czym otwarcie mówi. Zwrócił uwagę, jak dynamiczne są eventy MMA w porównaniu do innych sportów – zwłaszcza tych, które odbywają się na otwartych obiektach. White nawiązał w swej wypowiedzi do tego, że chociażby mecze baseballu są przerywane z powodu ulew. Najmocniej jednak oberwało się boksowi.
– Pomyślcie o… No, znów – gala boksu, która miała miejsce ubiegłej nocy. Ci goście robią jedną walkę, a potem robią sobie p…dolony podcast na półtorej godziny, zanim zacznie się kolejna walka. Opóźnienie z powodu deszczu? U nas się to nie wydarzy.
– My robimy to tak: boom, boom, boom, boom… Wszystkie walki odbywają się jedna za drugą, przez całą noc. To p…dolenie, którego nie musicie widzieć… No, sami wiecie.