Marcin Rózalski w najnowszym wywiadzie wrócił pamięcią do walki z Karlem Dubusem. „Różal” ujawnił szalone kulisy, jak pokonał blisko 2,5 tysiąca kilometrów i wygrał walkę.
Weteran wagi ciężkiej podczas niedawnej walki wieczoru gali Strike King 3 zmierzył się z Mariuszem Wachem. Tym razem już na dobre zakończył przygodę ze sportami walki, do których raz po raz wracał. Powiedzenie ciągnie wilka do lasu pasuje do „Różala” idealnie. Mimo licznych kontuzji i wielu stoczonych wojen w ringu, czy w klatce, nie potrafił odpuścić. Wreszcie jednak udał się na zasłużoną emeryturę.
Wiele barwnych i wcześniej nieznanych historii z jego życia znajdziecie w jego książce, „Różal – Instrukcja Samodestrukcji”. Cena wynosi 64,99 zł, a kupując książkę wspierasz Fundację Pomagaj Pomagać. Część zysków zostanie przeznaczona na Różaland, czyli miejsce, gdzie od lat drugie życie dostają zwierzęta skazane przez innych na cierpienie. „Różal – Instrukcja Samodestrukcji” kupisz wyłącznie na stronie ksiazkarozala.pl.
Różalski zdradza kulisy szalonej walki
„Różal” przede wszystkim wywodzi się z K-1 i to w tej dyscyplinie poświęcił gros swojej kariery. Fani doskonale wiedzą, że Marcin Różalski to jeden z najbarwniejszych ptaków polskiej sceny sportów walki i można od niego usłyszeć niezliczone ciekawe historie.
Taką też podzielił się w najnowszym wywiadzie dla Jarosława Świątka. Sprawa tyczy się walki z Karlem Dubusem, która miała miejsce 30 kwietnia 2005 roku. O tym, że przyjdzie mu stoczyć pojedynek w sobotni wieczór „Różal” dowiedział się… dosłownie kilka dni przed.
– Historia zaczyna się w środę dostaję telefon od mojego pierwszego promotora, Jean Marie Marche, mojego managera z Francji. U niego się zaczęła cała moja kariera. Miałem walkę w Lyonie. Nie było tanich linii lotniczych wtedy, czyli dzida do Paryża w sobotę rano. Z Paryża autem do Lyonu, to jest 2000 km do Paryża, potem 463 kilometry w samochodzie.
– Teraz słuchaj: ja wysiadam z samochodu, nie było wtedy media treningów, nie było fight weeków. Ja wysiadłem i poszedłem na wagę. Wychodzi Karl Dubus, teraz mam z nim fajny kontakt, piszemy, gadamy ze sobą. Ja taki wyj…any wychodzę, a on taki nastraszony. Na takim podeście byliśmy, ja zrobiłem cyk, a on się przestraszył i spadł. Po ważeniu pojechaliśmy do hotelu, po tych niemal 500 kilometrach w aucie wreszcie zjadłem obiad, chwilę się zdrzemnęliśmy i na halę.
– No i walka, walka była 5 razy po 3 minuty. W K-1 tyle, że bez kolan, bo we Francji kolana były zabronione. Do czwartej rundy nie wyszedł, czyli w trzeciej go skończyłem.