Maryna Moroz była osobą, która wykazała się nie lada wytrzymałością wychodząc do oktagonu na UFC 272. Ukrainka nie miała czystej głowy w związku z sytuacją w jej kraju.
Popularna „The Iron Lady” wygrała w ubiegłą sobotę z Kazaszką, Maryią Agapovą. Udzielając wywiadu w oktagonie ze łzami w oczach przyznała, że w związku z trwającą wojną wielokrotnie płakała i martwiła się o najbliższych. Cała rodzina Maryny Moroz przebywa na terytorium Ukrainy.
Ostatecznie fighterka dywizji muszej poddała rywalkę w 2 odsłonie, choć przez bukmacherów była skazywana na porażkę. Jej trójkąt rękoma był też na tyle imponujący, że otrzymała bonus za Poddanie Wieczoru w wysokości 50000 dolarów. W rozmowie z przedstawicielami mediów na konferencji prasowej Moroz ponownie przyznała, że z ciężkim sercem rozpoczynała tydzień.
– Czułam ogromną presję. Byłam bardzo zdenerwowana przez wojnę w Ukrainie. Przez cały tydzień byłam kłębkiem nerwów, płakałam. Mimo wszystko próbowałam się skupić… Było mi bardzo ciężko, bo widzę, jak fatalna sytuacja jest w moim kraju. Udało mi się zebrać w sobie i zwyciężyłam.
„The Iron Lady” swego czasu była członkinią tej samej ekipy, co Mariya Agapova. I choć nigdy nie był to poziom nienawiści, jak w przypadku bohaterów main eventu UFC 272, Jorge Masvidala i Colby Covingtona, to czuć było złą krew. Maryna Moroz przyznała jednak, że zakopała topór wojenny.
– Życzyłam jej powodzenia w następnym pojedynku. Dałyśmy dobrą walkę, podziękowałam jej za to… Nie jestem zła. Gdy walczę wściekła, tracę dużo emocji. To zżera mi całą energię. Spokój, szacunek i tyle.
Moroz cały czas myślami była jednak w swoim rodzimym kraju i z najbliższymi – zarówno rodziną, jak i przyjaciółmi:
– Jest ciężko. Moja mama jest w nerwach, a je martwię się o nią. Nie chcę, by Rosjanie mordowali moją rodzinę. Wielu moich przyjaciół umiera… przez wojsko rosyjskie. Czuję się okropnie. Jak pomyślę, że ktoś zabija mi rodzinę… Nie chcę tego. Chcę, żeby ludzie posłuchali tych słów: Przestańcie, bo nie chcę stracić rodziny.