Mirosław Okniński wypowiedział się w ostatnim wywiadzie o trenowaniu freak fighterów. Szkoleniowiec Akademii Sportów Walki Wilanów powiedział o różnicach, jakie ich dzielą od zawodowych zawodników MMA.
Ciężko być polskim fanem mieszanych sztuk walki i nie znać osoby Mirosława Oknińskiego. Główny szkoleniowiec Akademii Sportów Walki Wilanów i założyciel Profesjonalnej Ligi MMA (PLMMA) jest jednym z prekursorów tej dyscypliny nad Wisłą. Jak sam podkreśla, to on organizował pierwsze gale, gdy było to jeszcze zakazane.
Spod jego skrzydeł wyszło wielu świetnych zawodników, jak chociażby Michał Oleksiejczuk, Michał „Wampir” Pasternak, czy Szymon Kołecki. W ostatnich latach trener Mirosław przyjął także do klubu kilku freak fighterów, z czego część z nich wystąpiła na ostatniej gali HIGH League 4.
Mowa tu oczywiście o Denisie Załęckim, Amadeuszu Rośliku, czy Cezarym Nykielu. Z całej trójki tylko „Ferrari” wyszedł zwycięsko ze swojej walki, ale wyszedł do niej z kontuzją stopy. Nie był zresztą jedynym reprezentantem klubu Oknińskiego – toruński „Bad Boy” doznał poważnego urazu więzadeł w kolanie, co ostatecznie zaważyło na jego porażce z Arturem Szpilką.
W ostatnim wywiadzie dla Fansportu TV szkoleniowiec Akademii Sportów Walki Wilanów przyznał, że oglądając szarżę „Ferrariego”, bo której Paweł Bomba został znokautowany widział, że jego zawodnik nie miał żadnej stabilności.
– On tam niby był stabilny w tych butach, ale i tak się potykał. Tam widać na filmie, bo ta noga go bolała. Więc jak on tam leciał do Bomby, to się potykał o tę nogę jeszcze…Taki, kurde, dramat. Bo normalni zawodnicy u mnie mało się kontuzjują, mam mało bardzo kontuzji u normalnych zawodników.
Urazy oczywiście zdarzają się każdemu – niejednokrotnie słyszy się, że walka została odwołana z powodu urazu w trakcie przygotowań. Często są to sytuacje losowe, nawet w przypadku Denisa Załęckiego, czy „Ferrariego”, którzy kontuzji doznali na sali. Trener Okniński wie jednak, że freak fighterzy doznają uszkodzeń ze względu na styl życia, ale też – w pewnym sensie – własną ambicję.
– U zawodników freakowych to mam sporo tych kontuzji, bo oni chcieliby trenować tak jak zawodnicy, a znowu nie prowadzą takiego życia jak zawodnicy. Nie śpią tyle co trzeba, nie jedzą tak jak trzeba, nie piją tego co trzeba i po prostu… oni są bardziej podatni na kontuzje.
– Ja nie mam doświadczenia w prowadzeniu takich ludzi, którzy nie prowadzą się sportowo. No i trzeba ich przekonać do tego żeby sportowo się prowadzili. Nie wiem, ale to jest bardzo ciężkie…