Cieszyński Książę to aktualnie mistrz wagi półciężkiej UFC. Jako pierwszy mężczyzna z Polski sięgnął po tytuł największej organizacji na świecie.
Zanim jednak Jan Błachowicz trafił do amerykańskiego giganta, przeszedł długą drogę. Cieszyński Książę zawodową karierę rozpoczął w 2007 roku. Od tego czasu stoczył 36 walk i zwyciężył 27 razy, w samym UFC ma za sobą 16 wojen, a w ostatnim pojedynku pokonał wielką gwiazdę Israela Adesanyę. Przed mistrzem kolejna obrona pasa, tym razem zawalczy z weteranem MMA Gloverem Teixeirą.
Błachowicz swoją zawodową karierę rozpoczął od walki na gali Full Contact Prestige 3. Następnie kilka miesięcy później jednego wieczoru pokonał trzech rywali i zdobył kontrakt w KSW. W największej polskiej organizacji walczył od 2007 do 2013 roku, przez ten czas wygrywając międzynarodowe mistrzostwo w wadze półciężkiej, które następnie obronił dwukrotnie.
Cieszyński Książę już nie raz wspominał swoje początki w sportach walki i pierwsze starcie, do którego musiał jeszcze dołożyć. Swoją historię ponownie opowiedział w rozmowie z portalem Sportowe Fakty. Mimo że początku były trudne Błachowicz wspomina je bardzo pozytywnie:
– Pięciu chłopa takich jak ja w maluchu, z torbami na kolanach. Kupiliśmy go z kolegą na spółkę za 500 złotych, żeby dojeżdżać na treningi z Cieszyna do Rybnika. Grzegorz Jarząbek prowadził jedyny klub ju-jitsu w okolicy, w szkole podstawowej. W zimie przy minus 20 pchaliśmy samochód, żeby ruszył. To była nasza droga do marzeń. Nie patrzyliśmy na te wszystkie niedogodności, bo liczył się tylko trening.
– Potem były jeszcze dwa maluchy, aż w końcu awansowaliśmy na Opla Kadeta za 1500 złotych. Laliśmy do niego olej rzepakowy z marketu. Wychodziło wiele razy taniej. W tych nowych autach pewnie silnik by się zatarł, ale to był stary dobry diesel z 1980 roku, więc latem wystarczał sam olej, zimą trzeba było trochę rozrobić z paliwem. Mieliśmy wtedy stary sprzęt, jakieś rękawice, które komuś już nie były potrzebne, wytarte dresy zamiast kimona. Brałeś, co było pod ręką.
– Na początku do gal się dokładało. Za pierwszą walkę dostałem 500 złotych. Nie wystarczyło na paliwo. To mnie kształtowało. Nieważne, jak jest, musisz robić swoje. Wytrwałość i świadomość tego, co się robi, to podstawa.
Cieszyński Książę wyznał, że gdyby nie sporty walki, zostałby żołnierzem, jednak „pierwsze pogięte dyplomy i pierwsze puchary” oraz zwycięstwo na zawodach w BJJ sprawiły, że Błachowicz postanowił zostać fighterem.
Źródło: Sportowe Fakty