Michał Sobiech, którego kibice niedawno oglądali na gali KSW 99, podzielił się dramatyczną historią na swoim blogu.
Niespełna 30-letni wojownik z Belsko Białej przed kilkoma laty wziął udział w programie Tylko Jeden, w którym udało mu się pokonać Karola Weslinga. „Dr. Beast” doznał jednak złamania nosa, przez który nie mógł wziąć udziału w półfinałach i dalszej części show.
Mimo wszystko Sobiech otrzymał szansę w KSW, gdzie stoczył już 3 pojedynki. W debiucie przegrał z niepokonanym wówczas Patrykiem Kaczmarczykiem, a w lutym bieżącego roku poległ w starciu z Łukaszem Charzewskim. Niespełna 10 dni temu na przełożonej gali KSW 99 zmierzył się z Karolem Kutyłą i odniósł pierwsze zwycięstwo w okrągłej klatce.
Jak się niebawem okazało, omal nie przypłacił tego życiem.
Dramatyczna historia Michała Sobiecha
Fighter z Bielsko Białej podzielił się na swoim blogu dramatyczną historią historią, która spotkała go bezpośrednio po walce z Kutyłą. Już sam tytuł „Ta historia nie powinna się nigdy wydarzyć” brzmi straszliwie. Niestety nie jest to opowieść wymyślona na potrzeby zbliżającego się Halloween.
Sobiech po wygranej udał się z grupą najbliższych na własne afterparty, a w poniedziałek zaczął czuć się coraz gorzej. Temperatura wystrzeliła do 38,5 stopnia i żadne leki jej nie obniżały. We wtorek, dzień urodzin partnerki Michała, gorączka wyskoczyła do 39,8.
Fighter udał się na SOR, gdzie trafił na Roberta Tobiasa – lekarza, który obserwował poczynania zawodnika KSW. Wykonano podstawowe badania i okazało się, że wyniki „Dr. Beasta” wołają o pomstę do nieba/
– Po 2 godzinach okazało się, że CRP — białko ostrej fazy (taki marker, który mówi o stanie zapalnym w ciele), którego norma to do 5 — u mnie wynosiło 105. Ponadto miałem złamany nos i szalejącą w ciele infekcję. Lekarz Robert wytłumaczył, że muszę zostać na noc na SOR-ze, podadzą mi antybiotyki, rano poprawimy wyniki krwi i, jeśli będzie wszystko okej, mnie wypuszczą.
Niestety wyniki nie uległy poprawie. Sobiech przypomniał sobie też słowa Karola Kutyły, który przyznał się, do tego, iż miał gronkowca. Michał, w obawie przed zakażeniem od rywala, zrobił prywatnie wymaz, co miało miejsce jeszcze nim trafił do szpitala. Lekarz zabrał zawodnika KSW na USG, gdzie dopatrzył się stanu zapalnego na woreczku żółciowym. Sobiech wiedział, że ma wrodzoną wadę tego organu, toteż zatkało go, gdy usłyszał, że albo zgadza się na operację, albo wychodzi na własne żądanie. Na swoje szczęście spotkał lekarza, który przyjął go na SOR i udzielił porady.
– Lekarz, który przyjął mnie na SOR-ze, Robert Tobias, zauważył mnie i podszedł do mnie. Mówi: — Co, Panie Michale, mamy tu zapalony woreczek? — usiadł ze mną na korytarzu, opowiedziałem mu swoje odczucia, poprzednie przeżycia, wszystko, co myślę. Powiedział, że też nie operowałby tego woreczka (nie usuwał), bo nie ma w nim kamieni, ale procedury są takie, że jeśli JEST PROBLEM i nie znaleźli nic innego poza tym (chyba zapalonym) woreczkiem, to muszą go usunąć. Przecież woreczek żółciowy jest nikomu niepotrzebny — można go normalnie wyciąć. Co z tego, że potem do końca życia musisz przyjmować endogenną żółć, gdy chcesz, by Twój układ trawienny pracował prawidłowo. Robert ustalił, że ryzykujemy — wypisuje mnie, daje mi antybiotyki, idę do domu i kolejnego dnia rano wracam na badania.
Wkrótce stan „Dr. Beasta” zaczął się poprawiać, a dodatkowo przyszły wyniki posiewu na gronkowca.
– Wyniki były dodatnie. Mój przeciwnik w trakcie walki zaraził mnie gronkowcem i paciorkowcem, przez co prawie usunięto mi niesłusznie woreczek żółciowy, prawie umarłem, straciłem tydzień życia, mnóstwo zdrowia, a moja rodzina przeżyła koszmar. Czuję się jak gówno, a moje ciało jest w tragicznym stanie od leków, zakażenia i innych czynników. A dodatkowo zniszczyłem urodziny mojej Emilce i straciłem bilet za 1,5 tys. zł (w środę mieliśmy lecieć do Hiszpanii) – zakończył obszerny wpis zawodnik KSW.
Pełen tekst Michała Sobiecha znajdziecie TUTAJ.