Mateusz Gamrot posłużył za przykry przykład zawodnikom UFC, którzy uważają, że rankingi nie mają znaczenia.
Czołowy polski lekki jest obecnie na fali 3. kolejnych zwycięstw. „Gamer” wskoczył na ostatnią chwilę i pokonał Jalina Turnera, następnie zwyciężył po kontuzji Rafaela Fizieva, a w ostatnim występie przez decyzję wygrał z Rafaelem dos Anjosem. Mateusz zajmuje 5. pozycję w rankingu i mówi otwarcie, że potrzebuje maksymalnie dwóch walk, by zmierzyć się z mistrzem.
Problem jest w tym, że patrząc w górę rankingu, ciężko mu o znalezienie choćby jednego rywala. Zajmujący wyższe pozycje fighterzy niespecjalnie chcą się bić z Gamrotem. Polak przede wszystkim ma wysoki poziom zapasów, które często odgrywają kluczową rolę w jego pojedynkach. Przez to też niestety kolejni rywale postrzegają go jako trudnego oponenta, a kibice, niestety, jako nie wzbudzającego większych emocji.
Znani z UFC Renato Moicano i Gilbert Burns wykorzystali Gamrota, jako przykład zawodnika, który ze względu na mniejszą popularność, ma wydłużoną drogę do title shota.
– Mówiąc szczerze, rankingi nie mają większego znaczenia. Nie chcę tego mówić, bo gość jest moim dobrym przyjacielem – Gamrot. Mateusz Gamrot. Jest na 5. miejscu. Jest bardzo blisko, ale nie może znaleźć walk, bo nie jest wystarczająco popularny. Jaki to ma sens, jeśli jesteś w TOP 5, a UFC nie chce cię promować, bo nie jesteś popularny? – powiedział Moicano w podcaście Show Me The Money.
– Ja go lubię, ale jego styl nie sprzedaje pojedynków. Jest mocny, wytrzymały, ma szalone kotły zapaśnicze. Jestem jego fanem, my lubimy jego walki… ale kibice nie – uzupełnił wypowiedź rodaka „Durinho”.