Tomasz Sarara zrobił sobie przerwę od Internetu po porażce z Arkadiuszem Wrzoskiem na KSW 73. Krakowianin powrócił jednak do sieci z podsumowaniem starcia w warszawskim Torwarze.
Do walki byłych kick-boxerów doszło 20 sierpnia. Zawodnicy stoczyli stójkową wojnę i wchodzili w mocne wymiany ciosów. Arkadiusz Wrzosek już w pierwszej rundzie wylądował na deskach, ale przetrwał do końca odsłony i w następnych odwrócił losy starcia. Tomasz Sarara popisał się niewiarygodną wytrzymałością i wielkim charakterem. Sędzia w końcu przerwał starcie w trzeciej rundzie, jednak wielu, a w tym sam przegrany, uważa, że arbiter zrobił to za szybko.
Krakowianin zrobił sobie po tym dłuższą przerwę. Jak powiedział w obszernym omówieniu walki na swoim kanale, nie mógł spać po pierwszej od 10 lat porażce. Często budził się w środku nocy i rozpamiętywał starcie z Wrzoskiem.
Zawodnik był bardzo zadowolony z całego dnia walki. Dobry humor dopisywał, nastawienie było pozytywne. Wszystko przebiegało jak należy do czasu wyjścia do oktagonu.
– Trochę się chyba za bardzo nakręciłem. Często odróżniam takie dwa określenia – za bardzo chciałem się bić, a za mało chciałem walczyć. Walka ma być naprawdę kunsztem, ma być czymś przemyślanym. A bitka jest zwykłą łupanką. Wchodząc na teren wroga miałem się zderzyć z nieprzechylną mi publicznością, a nie było tak do końca.
Sarara był zadowolony z przebiegu pojedynku. Zagrało to, co sobie przyszykował na Arkadiusza Wrzoska – przede wszystkim prawy overhand w kontrze, który powalił byłego zawodnika Glory na matę.
– I teraz co miało się dziać dalej, bo faktycznie nikt nie chciał głośno powiedzieć o naszej umowie z Arkiem. Co robimy? Czy walczymy w stójce, w parterze, czy jak to ma wyglądać? Finalnie z Arkiem umówiliśmy się… I to było chyba jedno zdanie, które podsumowało nasze podejście do tej walki: nie walczymy w parterze, my się w parterze dobijamy.
Dlaczego walka wtedy się nie skończyła? Krakowianin w ogóle nie trenował parteru. Jedynym, co miał „zaplanowane” było zasypanie rywala ciosami. Sarara szukał narożnika, który jednak znajdował się za jego plecami i fighter nie wiedział, ile czasu do końca rundy. Przyznał jednak, że choć to drobne usprawiedliwienie, to jednak „zje*ał„.
Tomasz Sarara przyznał, że schodząc po pierwszej rundzie czuł się wypompowany. Krakowianin miał pozycję dominującą i rywal na pewno odczuł jego ciężar, jednak sam odczuł trudy walki w parterze. Od drugiej rundy zaczęła się dominacja Wrzoska i Sarara przyznał, że koniec końców przeciwnik wygrał lepszym przygotowaniem kondycyjnym, choć do swojego nie miał zastrzeżeń.
– Zły jestem o to, bo po prostu było to związane z brakiem paliwa, którego byłem przekonany, że jestem tam w stanie wnieść kilka cystern. Miało tego nie braknąć. Totalnie nie braliśmy takiej opcji pod uwagę. Wszystkich nas to zaskoczyło – powiedział zawodnik. – Wygrał zdrowiem, będę się tego trzymał, że Arek wygrał zdrowiem. Bo nie on mnie zajechał, to ja siebie zajechałem. Albo dobra… zajechał mnie Arek, ja się zajechałem, żeby mu w tym wszystkim nie umniejszać.
Krakowianin mówił wcześniej, że rozumie decyzję sędziego. Ostatecznie jednak z czasem odczuwa żal do Łukasza Bosackiego, ponieważ w drugiej rundzie puścił walkę w podobnej sytuacji.
Sarara szanuje Wrozska, jednak po raz kolejny domaga się rewanżu. Zaproponował też, by tym razem zmierzyli się w pojedynku o dwie wypłaty!
– Ja mogę przegrywać z kimś lepszym ode mnie, ale Arek nie jest lepszy i nie był lepszy wtedy również. Po prostu, k**wa, zdechłem jak pies.
– Uważam, że Arek nie jest lepszym zawodnikiem. Tak, chciałbym rewanżu. Nie będę o niego wrzeszczał, krzyczał, nie będę się też o niego prosił, bo uważam, że na niego zasłużyłem. Jestem lepszym zawodnikiem i gdybym dostał szansę rewanżu, to już bym, kurwa, takiego czegoś z rąk nie wypuścił. Jestem w stanie dogadać się na każdych warunkach.
– Arek oczywiście będzie odbijał piłeczkę, mówiąc, że jemu ta walka nic nie daje, ale daje mu pewny wp***dol, na 100 %. Daje mu podwójną wypłatę, jeśli wygra, więc nie ma co mówić, że to będzie jakikolwiek krok do tyłu.
Sarara przypomniał też, że wcześniej to Wrzosek prosił go o walkę, ale ostatecznie jednak to Krakowianin wszedł do „jaskini lwa”. Przegrany main eventu KSW 73 uważa, że rywal będzie chciał uniknąć rewanżu biorąc pod uwagę to, co powiedział mu po walce.
– Jeśli Arek będzie chował głowę w piasek, udawał, że ta walka mu nic nie daje, to jest to nieprawda, bo Arek też po walce zaraz powiedział do mnie w oczy: „Tomek, nie chcę rewanżu, bo nie chcę takich ciężkich walk”. Mam to trochę w dupie, to jest raz. A dwa, nie bój się, ona nie będzie taka ciężka. Skończy się dużo wcześniej, dużo szybciej. Bez najmniejszego problemu.