Tai Tuivasa w rozmowie z ESPN przyznał się do nietypowego przyjęcia walki z Derrickiem Lewisem na UFC 271. Pochodzący z Australii fighter był… „zalany w trupa”!
Tai Tuivasa był zainteresowany starciem z Derrickiem Lewisem po tym, jak „The Black Beast” zakończył rok KO na Chrisie Daukausie. Australijczyk nie wierzył jednak w spełnienie jego prośby ze względu na różnicę w rankingu, która liczy 9 pozycji.
Federacja UFC zdecydowała się jednak zestawić ze sobą charakterystycznych reprezentantów kategorii ciężkiej na UFC 271. Tai Tuivasa zdradził w rozmowie z ESPN, że niespecjalnie kojarzy moment akceptacji. Wszystko przez to, że… był pijany.
– Byłem nawalony, zalany w trupa. Nie zdawałem sobie sprawy aż do poranka, gdy Mick Mynard (matchmaker UFC) napisał do mnie „Wstałeś?”, a ja odpisałem, że tak. Była jakaś 4:30 nad ranem. No i obudziłem się do chyba ze 20 nieodebranych połączeń od mojego menedżera, trenera i tego typu gówno, więc pomyślałem: „Coś się musiało stać.”
– No i wyszło, a w sumie czemu nie? To znakomita okazja. Oczywiście on jest 2, 3, albo któryś tam w rankingu. Obaj jesteśmy uwielbiani przez fanów. Naprawdę szanuję Derricka, to, czego dokonał i jaką jest osobą. Dlaczego miałbym odmówić?
– Wszyscy w tej sytuacji wygrywają, a dla mnie to znakomita szansa. Myślę, że nadszedł mój czas, to mój czas, by przejąć scenę tak, jak on zrobił to przede mną.
Popularny „Bam Bam” przyznał też, że choć zaakceptował starcie pijany, to na trzeźwo nie zmieniłby zdania. Tai Tuivasa jest bardzo ciekawy tego, jak zaprezentuje się na tle Derricka Lewisa:
– Jestem młodszy i szybszy. Jestem agresywny, a mój styl będzie dla niego problematyczny. Ale będę przejmował się sobą. Derrick zrobi identycznie – martwi się o siebie i o to w czym jest dobry. Tak będzie wyglądać ta walka: kto trafi jako pierwszy, kto wykona robotę. A myślę, że mam co trzeba, by położyć go spać.
Źródło: ESPN