Marcin Różalski w ostatnim wywiadzie po raz kolejny wypowiedział się na temat freak fightów. Jak jeden z pierwszych profesjonalnych zawodników nie był przeciwny tego typu federacjom.
Freak fighty początkowo zbierały bardzo dużo krytyki, z czasem jednak się to zmieniło. W ostatnim czasie coraz częściej profesjonalni zawodnicy decydują się na walki w takich federacjach jak High League czy FAME. We freak fightach mogliśmy zobaczyć już takie nazwiska jak Artur Szpilka, Daniel Rutkowski, Damian Janikowski, Norman Parke, Marcin Wrzosek, Artur Sowiński, Borys Mańkowski czy Grzegorz Szulakowski.
Marcin Różalski o freak fightach
W ostatnim wywiadzie dla kanału Między Seriami temat freak fightów poruszył Marcin Różalski. Zauważył, że pierwszą organizacją, która wprowadziła takie pojedynki, było KSW. Wówczas nikomu nie przeszkadzały starcia freak fighterów, które zawsze przyciągały dużą uwagę.
Zmieniło się, to kiedy powstało FAME, a po niej inne federacje, które nie ukrywają, że nie organizują eventów sportowych, tylko wydarzenia rozrywkowe. Stawiają na show, a nie umiejętności:
– Ojcem freak fightów w Polsce jest federacja KSW. Pierwsza zaczęła robić freak fighty. Gdy w KSW były freak fighty to praktycznie wszyscy reporterzy lecieli na wywiady, o mało się nie osrali. Zawodnicy wszyscy byli za freak fightami, bo dzięki nim jest większa oglądalność i tak dalej.
– Teraz powstaje FAME, gala stricte freakowa, którzy mówią, że to nie gala sportowa, tylko wydarzenie rozrywkowe. Nagle 99 procentom przestaje to pasować. Jak freaki były w sportowej, to mało się nie osrali. Jak jest gala freakowa, gdzie są freaki, przestaje. Ale dlaczego?
„Różal” zdradził również, że miał okazję być na jednej z pierwszych gal FAME. Zauważył, że w wydarzeniu biorą osoby związane z prawdziwym sportem i zawodowymi federacjami, którym nie przeszkadzają freak fighty.
– Byłem chyba na drugiej albo trzeciej gali FAME. Ja jestem obserwatorem – cutmani ci, którzy na galach zawodowych, trenerzy tych ludzi, to normalnie trenerzy, którzy mają zawodników w federacjach sportowych, coraz więcej freak fighterów trenuje. Mało tego, najbardziej to mnie kurwa śmieszy. Zawodnicy, którzy cisnęli z tym wszystkim, teraz już tam walczą albo chcą tam walczyć. Nagle zmiana, już im nie przeszkadza.
Mimo iż „Różal” akceptuje freak fighty, przyznał że stracił zainteresowanie w momencie, gdy federacje i włodarze zaczęli mocno naciskać na tak zwane dymy, kiedy to zawodnicy atakują i obrażają siebie wyłącznie przed kamerami. Poza nimi ich relacja wygląda całkiem inaczej.
Źródło: YouTube