Kamil Minda w ostatnim wywiadzie został zapytany o Denisa Załęckiego i wypowiedział się na temat powodu, przez który freak fighter odszedł z Akademii Sportów Walki Wilanów.
„Bad Boy” przez krótki czas przygotowywał się pod okiem Mirosława Oknińskiego, jednak szybko zakończył współpracę z trenerem. Podjął taką decyzję, gdyż sporo mówiło się o tym, że w wilanowskim klubie ćwiczą m.in. policjanci czy osoby, które współpracowały z organami ścigania.
– Wiesz co, jak mam być szczerym, to przed rozpoczęciem z Mirosławem Oknińskim były troszeczkę takie dziwne informacje na temat jego, już tam bardziej nie będę się wypowiadał. Po walce podbiło do mnie paru takich sztywnych ludzi, powiedziało, co jest pięć i stety niestety musiałem zrezygnować z treningów – mówił Denis przed jedną z walk w High League.
Teraz Minda, który rozmawiał z Arturem Przybyszem, przyznał że nie rozumie postawy Załęckiego. Podopieczny Oknińskiego był bowiem w wojskowej żandarmerii, jednak w żaden sposób nie przeszkadzało to Denisowi.
Przy okazji ostatniej konferencji Clout MMA freak fighter sam podszedł do Mindy, żeby się z nim przywitać i porozmawiać:
– Spotkałem go na konferencji. Wiedziałem o tym, że przerwał te treningi, że od sztywnych się dowiedział, że tutaj taka ekipa. Sam byłem zdziwiony, bo stoję tyłem obrócony do trybun, krzesełek i nagle ktoś przychodzi i z całej siły mnie uderza w plecy.
– Odwracam się a tu… Denis Załęcki: „Siema mordo”. Normalnie rozmawiał ze mną. Ja nie wiem, gdzie jest ta sztywność. On pewnie wie, że byłem w żandarmerii wojskowej. Podszedł, przybił piątkę i tyle, nie chcę tego oceniać.