Derrick Lewis już w ten weekend stanie przed kolejną szansą zdobycia tytułu mistrzowskiego dywizji ciężkiej. Pojedynek o tymczasowy pas odbędzie się w jego mieście, Houston, co jak przyznał – wywołuje presję.
„The Black Beast” po raz pierwszy o pas zmierzył się w 2018 roku. Na UFC 230 odklepał po duszeniu zza pleców, przez co Daniel Cormier nadal mógł się cieszyć z tytułu. Po kolejnej porażce z Juniorem dos Santosem i czterech wygranych z rzędu, Derrick Lewis ponownie staje przed szansą zdobycia korony królewskiej kategorii wagowej.
Pojedynek z Cirylem Gane nie ma jedynie presji medialnej. UFC 265 odbywa się w Houston w stanie Texas, a więc mieście „The Black Beast”. Amerykanin nie ukrywał, że odczuwa nacisk psychiczny:
– Pewnie, że jest trochę presji. Houston nigdy nie miało mistrza w wadze ciężkiej, chcę zostać pierwszym. Chcę napisać historię.
Derrick Lewis odniósł się także do głosów twierdzących podważających sens starcia z „Bon Gaminem”, zamiast oczekiwania na powrót Francisa Ngannou:
– Nieważne z kim. I tak wszyscy skończą tak samo, patrząc z maty na światła.
Pomimo tego, że to Ciryl Gane jest faworytem bukmacherów, to właśnie „The Black Beast” ma większą rzeszę fanów. Sam zainteresowany ma teorię, dlaczego:
– Pewnie temu, że nie udaję. Nie jestem sztuczny, jak inni w tym sporcie. Mówię, co myślę i nie dbam co kto ma do tego. Będę gadał co chcę i tego nie zmienię.
Źródło: UFC Press conference