Absencja z powodów osobistych? Nic z tych rzeczy! Tak przynajmniej twierdzi Dana White tłumacząc nieobecność w oktagonie po walce wieczoru UFC 270.
Od lat w największej federacji MMA na świecie praktykowany jest zwyczaj, że po walce mistrzowskiej to Dana White zakłada pas na biodra zwycięzcy. Były oczywiście pewne anomalie, jak Dwayne „The Rock” Johnson zakładając Masvidalowi, czy niedawno Halle Berry po wygranej Rose Namajunas na UFC 268.
Inaczej jednak było ostatniego weekendu. Francis Ngannou pokonał jednogłośną decyzją Ciryla Gane i obronił swój pas mistrzowski kategorii ciężkiej. W oktagonie jednak nie było śladu po Danie White. Wiele mówiło się przed UFC 270 o kontraktowych perturbacjach „The Predatora” i o tym, że to ostatni pojedynek na obecnej umowie.
Ze względu na klauzulę mistrzowską, Francis Ngannou pozostanie formalnie częścią federacji do końca 2022 roku. Niemniej jednak nie powinniśmy się spodziewać występu w UFC – „The Predator” ma przejść operację zerwanych więzadeł, co wyłączy go z akcji.
Absencja Dany White wywołała oczywiście spekulacje, że wygrana Kameruńczyka nie była na rękę prezydentowi UFC. Oliwą do ognia było też to, że nie pojawił się on na konferencji prasowej po show. Dana White odniósł się do tego podczas sesji Pytań i Odpowiedzi na ESPN+:
– Tak naprawdę opuściłem halę tuż po drugiej walce wieczoru, bo miałem do załatwienia kilka spraw, które już były w toku. Dla wszystkich tych, którzy myślą, że lekceważyłem Francisa – cały tydzień go widziałem, idioci. Podawaliśmy sobie ręce. Witaliśmy się. Byłem tam na ważeniach, podczas całego tego procesu.
– Wszyscy ci, którzy myślą, że to była oznaka lekceważenia wobec Francisa powinni pamiętać, że na walce Rockhold vs. Bisping też mnie nie było, bo też miałem sprawy. Wbiegłem z powrotem bez marynarki, miałem na sobie tylko koszulę. Zdążyłem założyć pas na Bispingu, ale nie udało mi się tego zrobić na Francisie.
Dana White przypomniał także, że raz opuścił walkę celowo chcąc okazać swoje niezadowolenie wobec mistrza. Było to podczas UFC 112, debiutanckiego wydarzenia federacji w Abu Zabi. W main evencie Anderson Silva i Demian Maia dali jedną z najnudniejszych walk w historii.
– Raz w życiu wyszedłem w trakcie walki i jasno przedstawiłem sytuację. Pojawiłem się wtedy na konferencji prasowej i wytłumaczyłem dokładnie dlaczego wyszedłem.
Źródło: ESPN